Kasy fiskalne trafią to automatów z napojami?
REKLAMA
Potencjał z automatu
W branży po cichu liczą na to, że minister finansów nie zdecyduje się na taki krok. W przeciwnym wypadku firmy zajmujące się vendingiem (takim mianem określa się automaty, w których można kupić np. napoje czy przekąski, ale nie automaty hazardowe) będą miały duży kłopot.
- Gdzie taką kasę zmieścić? - zastanawia się Krzysztof Ostapiuk, szef Polskiego Stowarzyszenia Vendingu. - Wewnątrz automatu nie można, miejsca nie ma. W końcu nikt nigdzie kas fiskalnych w automatach nie stosował. Na zewnątrz też nie można - mówi.
Niewiadomych jest więcej - pytani przez nas przedstawiciele firm z branży nie potrafili określić, ile kosztowałaby taka operacja. Szacują jedynie, że podobnie jak to miało miejsce w przypadku taksówkarzy, za zamontowanie kasy fiskalnej w jednej maszynie (automat kosztuje od kilku do kilkunastu tysięcy złotych) trzeba by zapłacić ok. 3 tys. zł. Dla największych graczy na rynku, którzy obsługują kilka tysięcy maszyn, może to oznaczać ogromne wydatki - nawet kilkanaście milionów złotych.
Nasi rozmówcy podkreślają jednak, że choć przyszłe ustawodawstwo może spowolnić rozwój branży, to na pewno jej nie zatrzyma.
Do USA jeszcze daleko
Na razie polski rynek vendingu jest w powijakach - firmy szacują, że wart jest 120-160 mln zł. To niewiele - jak wynika z danych National Automatic Merchandising Association, w zeszłym roku na napoje i jedzenie z automatów Amerykanie wydali ponad 21 mld dol. Oznacza to, że w ciągu minuty Amerykanie wrzucają do automatów ponad 40 tys. dol., Polacy - niecałe 10 dol.
Ma być jednak o wiele lepiej. - Sprzedaż z roku na rok rośnie o 8-10 proc. - zapala się Andrzej Chmiel z Pepsi, jednego z największych graczy na krajowym rynku. W Polsce na razie automatów jest niewiele - rynek ma więc duży potencjał rozwoju. W USA jedna maszyna przypada na 40 osób, we Francji na 109, a w Polsce na 2 tys.
Co więcej, Polacy z roku na rok w pracy spędzają coraz więcej czasu, już dziś jesteśmy w tej dziedzinie w absolutnej europejskiej czołówce. A to młyn na wodę branży vendingowej, bo najwięcej pieniędzy wpada do automatów zamontowanych w zakładach pracy.
O tym, jak czas pracy wpływa na branżę, boleśnie przekonali się francuscy operatorzy - ich przychody spadły na łeb na szyję, gdy politycy wprowadzili 35-godzinny tydzień pracy.
Dzwonki od Coca-Coli
Jeśli wierzyć specjalistom, w miarę upływu czasu w automatach będzie można kupić coraz więcej produktów. Dziś w takich urządzeniach sprzedaje się głównie kawę i herbatę. Stanowią one dwie trzecie spośród 20-25 tys. zamontowanych w Polsce maszyn. Reszta wydaje przekąski oraz zimne napoje. Na świecie ta oferta jest znacznie szersza.
Pod koniec października firma telekomunikacyjna Vodafone w automatach w Manchesterze zaczęła sprzedawać... telefony komórkowe. Kosztują 30 funtów. Klient dostaje aparat z jednym funtem kredytu na koncie. Jak tłumaczą przedstawiciele Vodafone, to dla tych, którzy znajdą się w sytuacji alarmowej - np. rozładowała im się bateria, a potrzebują pilnie zadzwonić. Z kolei w Paryżu pojawiły się automaty z książkami - można kupić słowniki, klasykę itp.
O krok dalej poszła Coca-Cola, która w swoich automatach chce sprzedawać... dzwonki do telefonów komórkowych. Umowę z koncernem podpisała brytyjska spółka Inspired Broadcast Networks, która chce postawić w Irlandii ponad 200 maszyn.
Jednak najbardziej rozbudowaną ofertę ma Japonia - tam w automatach można kupić m.in. żyletki, baterie, skarpetki, chleb oraz sake.
Szkoły mówią: nie
Na swojej drodze krajowi operatorzy napotykają jednak dwie spore przeszkody. Pierwsza to wandalizm - część automatów jest niszczona przez chuliganów. Druga, znacznie poważniejsza, to oskarżenia o propagowanie niezdrowego trybu życia. Branża vendingowa boryka się z nią zresztą na całym świecie.
Amerykański magazyn "Forbes" opracował nawet czarną listę najbardziej szkodliwych przekąsek z automatu. Znalazł się na niej m.in. batonik Snickers - 266 kalorii, 28 gr cukru, puszka Pepsi - 100 kalorii, 27 gr cukru oraz chipsy - niewielka paczka to 140 kalorii.
Pod naciskiem opinii publicznej operatorzy wyrzucani są przede wszystkim ze szkół. Tak stało się np. we Francji, gdzie od 1 września 2005 zakazano sprzedaży vendingowej w takich placówkach. Z francuskich szkół usunięto 30 tys. maszyn, które generowały 10 proc. sprzedaży. U nas podobne akcje niektóre szkoły podejmowały samodzielnie.
Krajowe firmy bronią się przed oskarżaniem o tuczenie dzieci.
- Dzieci szukają niezdrowego jedzenia. Jeśli nie znajdą go w automatach, to dostaną słodycze czy tłustą zapiekankę na przykład w szkolnym sklepiku. Nie należy z tego powodu zakazywać stawiania automatów, tylko informować ludzi, co jest zdrowe, a co nie - argumentuje szef Polskiego Stowarzyszenia Vendingu.
- Instalowanie automatów w szkołach nigdy nie było częścią naszej strategii i operatorom naszych automatów tego nie rekomendujemy - twierdzi z kolei Agnieszka Wąsak z Nestlé, które ma w kraju kilka tysięcy automatów. Sprzedaje w nich głównie kawę Nescafé (ponad trzy czwarte całej sprzedaży) oraz słodycze: batony Lion, wafle Kitkat czy czekolady.
- W przyszłości chcemy ten asortyment poszerzyć o zróżnicowane kalorycznie produkty - dodaje Wąsak.
Tyle że - jak przyznają nieoficjalnie dystrybutorzy - zdrowa żywność w automatach sprzedaje się po prostu słabo.
REKLAMA
REKLAMA
- Czytaj artykuły
- Rozwiązuj testy
- Zdobądź certyfikat