Oskarżony bez dowodów. Przedsiębiorca po 8 latach wygrywa z fiskusem i odzyskuje 400 tys. zł VAT!

REKLAMA
REKLAMA
Zwykła kontrola zamieniła jego życie w koszmar. Skarbówka oskarżyła go o udział w karuzeli VAT i zablokowała pół miliona złotych. Przez osiem lat walczył o swoje dobre imię. Teraz urzędnicy musieli przyznać: nie mieli żadnych dowodów. Poznaj historię przedsiębiorcy, który pokonał system.
Przez osiem lat przedsiębiorca walczył o swoje dobre imię i blisko pół miliona złotych zatrzymanego zwrotu VAT. Skarbówka oskarżyła go o świadomy udział w karuzeli podatkowej i odmówiła zwrotu. Po długiej batalii prawnej organy zostały zmuszone do przyznania, że nie posiadają dowodów potwierdzających zarzuty.
REKLAMA
Rutynowa kontrola skarbówki, która zniszczyła osiem lat życia
REKLAMA
Wszystko zaczęło się od rutynowej kontroli w warszawskiej firmie zajmującej się handlem sprzętem elektronicznym i telekomunikacyjnym. Przedsiębiorca nie spodziewał się, że zwykła procedura przerodzi się w wieloletnią batalię o jego reputację i płynność finansową firmy.
Uwagę organów podatkowych przykuły dwie wewnątrzwspólnotowe dostawy towaru (WDT) na kwoty 2.000.000 zł oraz 800.000 zł, z których firma wykazała do zwrotu VAT w wysokości ponad 400.000 zł. Przedsiębiorca, zgodnie z przepisami, nabył sprzęt od polskich firm, a następnie sprzedał go kontrahentom zagranicznym, co uprawniało go do zwrotu VAT.
Zamiast otrzymać należny zwrot podatku, usłyszał oskarżenie, które mogło zniszczyć nie tylko jego biznes, ale i życie osobiste. Organy podatkowe uznały, że jest uczestnikiem zorganizowanej karuzeli podatkowej.
Ciężkie oskarżenia bez cienia dowodu
„Pański biznes to fikcja. Faktury są puste, a pan świadomie uczestniczy w oszustwie" – to komunikat, jaki w istocie przekazali przedsiębiorcy urzędnicy, odmawiając mu zwrotu nadwyżki podatku VAT za dwa miesiące rozliczeniowe w wysokości odpowiednio 136.000 zł oraz 274.000 zł.
REKLAMA
Głównym argumentem fiskusa było twierdzenie, że kontrahenci przedsiębiorcy nie mogli nabyć przedmiotowego towaru, a więc i dostarczyć go kontrolowanej firmie. Zdaniem urzędników, faktury były niezgodne podmiotowo – zostały wystawione przez podmioty, które w rzeczywistości nie dokonały dostaw.
Co ciekawe, organy nie kwestionowały, że towary fizycznie istniały i zmieniały właściciela. Uznały jednak, że był to fikcyjny obrót, a dokumentacja była tworzona wyłącznie w celu wyłudzenia środków z budżetu państwa (tzw. puste faktury). Przedsiębiorcę oskarżono o świadome uczestnictwo w tym procederze lub przynajmniej brak należytej staranności w weryfikacji kontrahentów.
Prawnik, który odmienił bieg sprawy
Przedsiębiorca nie godząc się z decyzją organów, zwrócił się o pomoc do radcy prawnego Roberta Nogackiego z kancelarii Skarbiec. Pełnomocnik natychmiast dostrzegł szereg nieprawidłowości w postępowaniu urzędników. W złożonym odwołaniu mecenas Nogacki wykazał, że organy pominęły liczne dowody świadczące o dochowaniu należytej staranności przez przedsiębiorcę. Co więcej, znaczna część materiału dowodowego została przed nim utajniona, co stanowiło rażące naruszenie prawa do obrony.
Kluczowym argumentem było również nieuwzględnienie przez organ podatkowy fundamentalnej zasady postępowania podatkowego – rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatnika. Pełnomocnik powołał się na przełomowy wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE z 22 października 2015 r. (sprawa C-277/14), w którym sąd jednoznacznie stwierdził, że organy podatkowe nie mogą wymagać od przedsiębiorcy prowadzenia śledztwa w sprawie swoich kontrahentów.
„Organy podatkowe nie mogą w sposób generalny wymagać, żeby podatnik badał, czy wystawca faktury dysponuje danymi towarami i jest w stanie je dostarczyć oraz czy wywiązuje się z obowiązku złożenia deklaracji i zapłaty podatku VAT" – brzmiało kluczowe stwierdzenie w wyroku TSUE, które przechyliło szalę zwycięstwa na stronę przedsiębiorcy.
Polecamy: Komplet podatki 2025
Przełom: urzędnicy muszą przyznać się do błędu
Siła argumentacji pełnomocnika przekonała Dyrektora Izby Administracji Skarbowej w Warszawie, który podzielił zarzuty odwołania i uchylił w całości decyzję naczelnika urzędu skarbowego, przekazując sprawę do ponownego rozpoznania.
W toku ponownego postępowania urzędnicy musieli przyznać, że przedsiębiorca dostarczył obszerną dokumentację potwierdzającą rzeczywisty obrót towarem – dowody załadunków i rozładunków, potwierdzenia od przewoźników oraz zeznania świadków. Co więcej, zakwestionowani kontrahenci w okresie objętym kontrolą regularnie opłacali składki ZUS, co świadczyło o prowadzeniu przez nich rzeczywistej działalności gospodarczej.
Po ośmiu latach od rozpoczęcia sprawy organy podatkowe musiały w końcu skapitulować. W wydanej decyzji naczelnik urzędu skarbowego, choć z wyraźnym żalem, przyznał: „brak jest niebudzących wątpliwości dowodów wskazujących na potwierdzenie nielegalności transakcji i świadomy udział przedsiębiorcy w wyłudzeniu VAT".
Zwycięstwo z państwowym molochem
„To jaskrawy przykład, jak system potrafi uwikłać uczciwego przedsiębiorcę w wieloletnią batalię o należne mu środki tylko dlatego, że działa w tzw. branży wrażliwej. Przez osiem lat nasz klient musiał zmagać się z podejrzeniami i oskarżeniami, które negatywnie wpływały na jego działalność i życie osobiste. Tymczasem organy nie dysponowały przekonującymi dowodami swojej tezy" – komentuje mecenas Robert Nogacki.
„Warto walczyć o swoje. Każdego roku reprezentujemy dziesiątki firm z branż uznawanych za wrażliwe – handlu elektroniką, stalą czy świadczących usługi niematerialne – w sprawach o kilkusettysięczne lub milionowe zwroty VAT. W ostatnich latach tylko dla trzech takich firm pomogliśmy odzyskać ponad 4 miliony złotych niesłusznie zatrzymanego VAT. Ta historia pokazuje, że nawet gdy przeciwnikiem jest cały aparat państwowy, z odpowiednim wsparciem prawnym sprawiedliwość może zwyciężyć" – dodaje.
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.
REKLAMA