Automatyzacja i robotyzacja zwiększa konkurencyjność firm
REKLAMA
REKLAMA
Na początku bieżącego roku badacze z brytyjskiego think tanku Reform ogłosili, że w 2030 roku 130 tys. urzędników administracji rządowej zostanie zastąpionych przez różnego typu rozwiązania technologiczne. To 90 proc. personelu zatrudnionego w tym sektorze. Oszczędności, które będą konsekwencją tak znaczącej redukcji etatów oszacowano na 2,6 mld funtów rocznie. Postęp technologiczny nie ominie także brytyjskiej służby zdrowia (NHS), gdzie pracę może stracić 90 tys. urzędników i 24 tys. pracowników recepcji. Automatyzacja tych stanowisk pozwoli zaoszczędzić kolejne 1,7 mld funtów rocznie.
REKLAMA
The McKinsey Global Institut, czołowy dostawca danych na temat automatyzacji, wskazuje natomiast, że w latach 2015 – 2065 automatyzacja może doprowadzić do globalnego wzrostu produktywności na poziomie od 0,8 do 1,4 proc. rocznie. Dla porównania wzrost globalnej produktywności osiągnięty dzięki wykorzystaniu silnika parowego (lata 1850-1910) wyniósł 0,3 proc., wdrożeniu rozwiązań IT (lata 1995-2005) 0,6 proc., a wykorzystanie wcześniejszej generacji robotów (lata 1993-2007) to wzrost produktywności o 0,4 proc.
Czym właściwie jest automatyzacja i robotyzacja?
Powszechne wyobrażenie o robotach, które w przyszłości będą konkurowały na rynku pracy, to humanoidalne automaty o bezdusznym wyrazie twarzy odlanej z błyszczącego plastiku. Taki futurystyczny humanoid miałby być sąsiadem zza korporacyjnego boksa, przeciągać zakupy przez skaner kasy fiskalnej w supermarkecie bądź otwierać szlaban na osiedlowym parkingu. O ile dość łatwo wyobrazić sobie ramię robota spawającego elementy na linii produkcyjnej, to robot na firmowej recepcji, w fotelu sąsiedniego biurka bądź w markecie może nastręczać nieco więcej trudności. Nic bardziej mylnego.
Roboty naśladujące czynności, które normalnie wykonałby kasjer czy kasjerka od lat obecne są w większości polskich marketów. To nic innego jak samoobsługowe kasy, do których działania nie potrzebna jest ingerencja człowieka. Przykład samoobsługowej kasy można jednak traktować jako etap przejściowy między klasycznym robotem a tym co nazywa się Zrobotyzowaną Automatyzacją Procesów (ang. Robotic Process Automation, RPA). O ile samoobsługowa kasa to wciąż odpowiednio zaprogramowane fizyczne urządzenie, to robot oparty o technologię RPA działa wyłącznie jako oprogramowanie. Taki robot będzie więc zwyczajnym komputerem naśladującym pracę człowieka, tyle że w świecie wirtualnym.
Sprawdź: INFORLEX SUPERPREMIUM
REKLAMA
Jak wyjaśnia Tomasz Kmiecik, współzałożyciel londyńskiej firmy G1ANT, wdrażającej rozwiązania RPA - czynności wykonywane przez roboty RPA są dokładną kopią procesu, który wykonałby człowiek na komputerze. Dobrym przykładem jest którekolwiek z dużych centrów finansowo-księgowych należące do międzynarodowej korporacji. W takich centrach ogromna ilość zasobów wciąż przeznaczanych jest na stosunkowo proste i powtarzalne czynności, związane np. z wprowadzaniem lub migracją danych między różnymi systemami. Wszystkie te procesy mogą być w efektywny sposób zautomatyzowane, a przy okazji wyeliminowane zostaną błędy popełniane przez pracowników, co znacznie podniesie produktywność. Oprogramowanie PRA dokładnie jak człowiek, skopiuje dane z jednego systemu albo wyciągnie potrzebne informacje z faktury i wklei je we wcześniej zdefiniowane miejsce. Następnie wyśle mailem upomnienie lub powiadomienie do klienta załączając przy tym niezbędne pliki. Potencjał jest niezwykle szeroki, ponieważ robot może zostać zintegrowany z wieloma niezależnymi od siebie systemami, skracając do minimum czas potrzebny do zakończenia danego procesu i rozpoczęcia kolejnego.
Brytyjski Deloitte podaje, że proces, który obecnie człowiek wykonuje w ciągu 15 minut robot wykorzystujący RPA może wykonać w minutę. Prosta kalkulacja wskazuje więc, że podczas 8 godzinnego dnia pracy człowiek wykona 32 takich procesów, a odpowiednio zaprogramowany robot 480. To wzrost produktywności o 1400 proc. Jednocześnie robot może pracować 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, a to olbrzymia pokusa dla firm szukających sposobów na zwiększenie produktywności i konkurencyjności.
Czy dziś ktoś martwi się o pracę?
Tak, Amerykanie. Według „Job Seeker Nation Report” opublikowanego przez Jobvite w końcu ubiegłego roku co najmniej 55 proc. osób poszukujących pracy przynajmniej trochę martwiło się o postępującą w dużym tempie automatyzację. Z drugiej strony uspokajają pracodawcy, bo jedynie 10 proc. z nich myśli o zautomatyzowaniu niektórych stanowisk w ciągu najbliższych 2 lub 3 lat. To i tak mniej niż w roku 2015, kiedy automatyzację zapowiadało 25 proc. pracodawców.
Zjawisku automatyzacji i jego wpływowi na globalny rynek pracy nieco dokładniej przyjrzało się w ubiegłym roku Światowe Forum Ekonomiczne. Badacze z WEF oszacowali, że do 2020 roku na rozwoju genetyki, sztucznej inteligencji, robotyki i ewolucji technologicznej jako całości 15 najbardziej rozwiniętych światowych gospodarek straci łącznie ok. 7 mln miejsc pracy, zyskując tylko 2 mln nowych stanowisk.
Na ile te szacunki są prawdopodobne pokazuje The McKinsey Global Institut. Scenariusz przygotowany przez badaczy tej organizacji zakłada, że nawet połowa z wykonywanych obecnie czynności zawodowych zostanie zautomatyzowana do 2055 roku. Autorzy badania zaznaczają jednocześnie, że w zależności od czynników technologicznych oraz kondycji zarówno światowej, jak i lokalnych gospodarek może się to stać zarówno 20 lat wcześniej, jak i 20 lat później. Współcześnie natomiast mniej niż 5 proc. zawodów wykonywanych przez pracowników etatowych nadaje się do całkowitej automatyzacji. Niemniej jednak, niemal każdy współczesny zawód zawiera obszary, które mogłyby zostać zautomatyzowane. Spośród czynności najbardziej podatnych na automatyzację w USA wskazano zawody związane z przewidywalnymi pracami fizycznymi (81 proc. nadaje się do automatyzacji już dziś), z przetwarzaniem danych (69 proc.) i ich zbieraniem (64 proc.). Szacunki dla Polski ujęte w raporcie wskazują, że 7,5 mln miejsc pracy wykazuje potencjał do automatyzacji.
Jak to wygląda w Polsce?
O dane na temat automatyzacji pokusił się także Warszawski Instytut Studiów Ekonomicznych. Według Instytutu w 2020 roku światowa gospodarka będzie wspomagana przez ok. 100 mln robotów i przeróżnych systemów automatycznych i autonomicznych, które wyprą z rynku pracy co 6-8 pracownika. Globalna skala automatyzacji dotknie więc ok. 600 mln zatrudnionych na przeróżnych stanowiskach. W Polsce najbardziej zagrożonymi grupami są pracownicy zatrudnieni w przetwórstwie spożywczym (prawdopodobieństwo automatyzacji wynosi 0,985), administracji (0,981) oraz obrocie pieniężnym (0.977). Z kolei najmniej zagrożone zawody to dyrektorzy generalni i wykonawczy (0,001), kierownicy ds. handlu detalicznego i hurtowego (0,006) oraz kierownicy ds. sprzedaży, marketingu i rozwoju (0,015).
Czy w związku z tym Zautomatyzowana Robotyzacja Procesów wymiecie z Polski większość centrów outsourcingowych, które wciąż przyciąga do nas wykwalifikowana, a jednocześnie tania siła robocza? Centra to przecież świetny materiał do automatyzacji.
Zdania, tak jak w przypadku tempa postępu robotyzacji w światowej gospodarce są podzielone. Według The Outsourcing Unit będącego częścią London School of Economics mitem jest, że RPA będą wdrażane tylko po to, aby ostatecznie całkowicie zastąpić ludzi robotami. Nawet pracownicy obierają rozwiązania RPA raczej jako wsparcie w codziennej pracy niż realne zagrożenie. Badacze uważają także, że niższy końcowy koszt obsługi określonych procesów to tylko jeden z wielu czynników i nie będzie on w pojedynkę decydował o likwidacji centrów outsourcingowych ulokowanych w innych krajach.
Automatyzacja pozwoli za to pracownikom na zajęcie się bardziej strategicznymi i kreatywnymi obowiązkami, jak bezpośrednie interakcje z klientami, a RPA przyspieszy funkcjonowanie tzw. back office czyniąc je szybszymi, tańszymi i lepszymi jakościowo. Z drugiej strony te same argumenty według Gartnera mogą przyczynić się do likwidacji centrów offshore, bo skoro procesy back officów będą w dużej mierze zautomatyzowane, to firmy na powrót będą chciały przenosić centra obsługi do krajów macierzystych i tworzyć bardziej wyspecjalizowane miejsca pracy wewnątrz lokalnych struktur i gospodarek.
Warto przypomnieć, że według analiz Walter Herz w naszym kraju znajduje się ponad tysiąc centrów usług wspólnych lub ośrodków outsourcingowych, w których zatrudnionych jest ponad 200 tys. pracowników. Polska jest także outsourcingową stolicą Europy z Wrocławiem, Warszawą i Krakowem na czele.
Krzysztof Oflakowski
REKLAMA
REKLAMA
- Czytaj artykuły
- Rozwiązuj testy
- Zdobądź certyfikat