To nie obniżka kosztów pracy
REKLAMA
Mamy bardzo wysokie pozapłacowe koszty pracy, a tzw. klin podatkowy i jego duża skala zniechęcają do zatrudniania, szczególnie pracowników niskopłatnych, o niskich kwalifikacjach. Ale równocześnie nie ma żadnego pomysłu na porządkowanie wydatków socjalnych, a przecież mniejszy przypływ składek (ponad 10 mld zł) do ZUS będzie wymagał większej dotacji z budżetu państwa – o taką sam kwotę z naszych podatków!
Z drugiej strony, pomysł minister Gilowskiej zakłada, że składkę chorobową płacił będzie odtąd nie pracownik, ale pracodawca właśnie (1,8 proc. od płac). Co oznacza, że korzyść dla pracodawcy – realna, będzie wynosiła 0,2 procent, nie mówiąc o tym, że jest przy tym skracany okres, w którym zasiłek chorobowy płacony jest bezpośrednio przez pracodawcę (do 33 dni, dopiero potem wypłaca ten zasiłek ZUS). Ponadto pracodawca będzie płacił te 1,8 procent za wszystkich pracowników, od ich płac przez cały rok. Gdy tymczasem składki na ubezpieczenie płaci się dziś tylko do wysokości 30 przeciętnych wynagrodzeń w roku. Straty pracodawców są więc oczywiste. Nie mówiąc już o tym, że ze składek na zasiłek chorobowy wypłacane są zasiłki macierzyńskie, rehabilitacyjne itp., co oznacza, że polityczne decyzje o wydłużaniu urlopów macierzyńskich sfinansują pracodawcy!
A co zyska pracownik? Jeśli dalej będzie rosła presja na płace, to te 2 procent składki rentowej i obecne 2,45 procent składki chorobowej, jakie nalicza się od pracownika, zostaną włączone we wzrost płac w 2007 roku (na czym tak zależy premierowi Marcinkiewiczowi), chyba że pracodawcy obronią się i oszczędzą te sumy, ale wtedy będą… źle widziani.
Więc gdzie ta obniżka kosztów pracy, która ma zwiększać zatrudnienie?
I nawet jeśli ta część przygotowanego wzrostu płac (ok. 10 mld złotych lekko licząc) przełoży się na konsumpcję, czyli wzrost popytu – i w efekcie wesprze rozwój gospodarki, to rodzi się pytanie, czy będzie to sprzyjało tworzeniu nowych miejsc pracy? Przy równocześnie realnie większych kosztach, jakie może ponosić pracodawca, nie mówiąc już o tym, że obniżanie składek ubezpieczeniowych w tak małej skali w ogóle nie działa na małe firmy. Jeśli oszczędności będą prawie żadne, nie wpłyną one na wygenerowanie nowych miejsc pracy. Najbardziej – relatywnie – stracą na tym małe firmy. A ich jest najwięcej.
Michał Boni
REKLAMA
REKLAMA
- Czytaj artykuły
- Rozwiązuj testy
- Zdobądź certyfikat