Podatek od deszczu dla właścicieli dachów
REKLAMA
Jeszcze w drugiej połowie tego roku za deszcz będą płacić właściciele domów, zakładów produkcyjnych, szkół czy supermarketów. Nakazuje to rozporządzenie ministra budownictwa z czerwca 2006 r., które obowiązek utrzymania infrastruktury kanalizacyjnej w mieście zdejmuje z barków gminy, a nakłada na użytkowników kanalizacji deszczowej.
REKLAMA
Nie więcej niż 200 zł?
Na razie nie wiadomo, ile poznaniacy zapłacą za deszcz. - Stawki przygotowuje wewnętrzna firma. Wniosek taryfowy będzie gotowy do końca marca i wtedy trafi do akceptacji do prezydenta. Później będą go jeszcze musieli zatwierdzić radni. Ostateczną wysokość taryf poznamy w połowie roku. Teraz nie chcę na ten temat spekulować - mówi Piotr Owczarek z Zarządu Dróg Miejskich, do którego należy na razie sieć kanalizacji deszczowej.
O szczegółach dotyczących deszczowych taryf nie chciał z nami również rozmawiać żaden z pracowników firmy zajmującej się ich ustalaniem.
Można jednak przypuszczać, że nowa opłata bardziej dotknie supermarkety niż właścicieli domów. Jak podliczyły władze Gliwic, które również szykują się do wprowadzenia podatku od deszczu, opłata nie powinna u nich przekroczyć 200 zł rocznie od domu.
- Poznań nie powinien pod tym względem zbytnio różnić się od innych miast - przypuszcza Tomasz Libich z ZDM.
Teraz płacimy wszyscy
Na pewno nowe przepisy najbardziej dotkną właścicieli wielkich dachów. Ich powierzchnia - jak tłumaczy Owczarek - będzie kryterium decydującym o wysokości opłaty.
„Gazeta” dowiedziała się, że pod uwagę nie będzie brana wielkość podjazdów czy innych betonowych powierzchni na terenie posesji. - A to dziwne. Moim zdaniem powinno być uwzględnione wszystko, z czego woda spływa do kanalizacji. Na przykład dziesiątki hektarów parkingów przy supermarketach. Teraz za odprowadzanie deszczówki z tych miejsc płacimy wszyscy - komentuje Paweł Chudziński, prezes Aquanetu, który prawdopodobnie jeszcze w tym roku przejmie sieć kanalizacji deszczowej od samorządu.
Podobnego zdania jest prof. Piotr Kowalczak, dyrektor rady programowej IMGW: - Na świecie wysokość tej opłaty jest uzależniona od każdego metra tzw. powierzchni nieprzepuszczalnej znajdującej się na posesji. A więc mierzy się dachy, także na garażach, drogi, podjazdy, chodniki, parkingi.
Tak właśnie jest m.in. w Jaśle, gdzie podatek już obowiązuje. Jednak zależy on tam nie tylko od powierzchni dachów i tzw. „powierzchni spławnych” znajdujących się na posesji, ale także średniej opadów z kilku ostatnich lat.
Chodzi o to, by oszczędzać wodę
Pomysł wprowadzenia nowej opłaty nie oznacza jednak, że wszyscy poznaniacy powinni zacząć okrajać własne dachy. Nie wszyscy bowiem zapłacą.
Pierwszą grupą szczęściarzy są mieszkańcy domów podłączeni do kanalizacji ogólnospławnej, a nie deszczowej. Tak jest częściowo na Sołaczu.
REKLAMA
Zwolnieni od podatku będą też ci, którzy nie odprowadzają deszczówki do kanalizacji, tylko ją sami zagospodarowują. - Wszystko, co spływa z dachu, gromadzę w specjalnej studni. Woda nieustannie drożeje, pomyślałem, że w ten sposób zaoszczędzę. Deszczówkę wykorzystuję do podlewania ogrodu - opowiada Ryszard Sangajło, który ma dom na Morasku, w pobliżu ul. Deszczowej.
- I o to właśnie chodzi! Podatki od deszczu po to właśnie są, żebyśmy zaczęli oszczędzać wodę - mówi prof. Kowalczak, mieszkaniec Czerwonaka. - W swoim domu wykorzystuję każdą kroplę deszczówki. Do postawienia odpowiednich studzienek czy zrobienia drenażu nie trzeba wielkiej wiedzy.
REKLAMA
REKLAMA
- Czytaj artykuły
- Rozwiązuj testy
- Zdobądź certyfikat