Ulga zamiast pomóc obciąży
REKLAMA
Resort zmienia zdanie
Trzeba przyznać, że pomysł wprowadzenia ulgi prorodzinnej to dość radykalna zmiana stanowiska resoru finansów. Jeszcze w lutym, gdy Ministerstwo Finansów po raz pierwszy prezentowało swoje pomysły na reformę systemu podatkowego, minister finansów Zyta Gilowska podkreślała, że Polski nie stać na taką ulgę. Wiceminister finansów Mirosław Barszcz przekonywał wtedy, że co prawda ulga prorodzinna nie znalazła się w pierwszym etapie zaprezentowanych zmian, nie oznacza to jednak, że nie będzie jej w ogóle.
– Trzeba prowadzić takie działania, które pozwolą obniżyć bezrobocie. Ten cel jest o wiele bardziej istotny niż wprowadzanie ulg rodzinnych. Jeśli ktoś nie ma dochodu, beneficjentem ulgi przecież nie będzie. Ulgi prorodzinne tak, ale może należałoby chwilę z nimi poczekać – argumentował na zorganizowanej w redakcji Gazety Prawnej na początku marca debacie pod hasłem „Mały parlament”.
Ostatniego marca okazało się, że ulgę na dzieci można wprowadzić. Skąd ta zmiana? Eksperci podejrzewają, że jest ona wynikiem tego, iż wszystkie partie polityczne naciskały na Ministerstwo Finansów, aby taką preferencję wprowadzić. Jest to wyłącznie realizacja programu politycznego – oceniają specjaliści.
Ulga w rozliczeniu rocznym
Według założeń resortu finansów ulga dotyczyłaby podatników rozliczających swoje dochody według skali podatkowej. Polegałaby ona na odliczeniu od podatku kwoty odpowiadającej iloczynowi liczby wychowywanych dzieci i kwoty zmniejszającej podatek. W przypadku małżonków kwota odliczenia będzie mogła być odejmowana od podatku jednego małżonka lub od podatku obojga małżonków. Odliczenie będzie przysługiwało po zakończeniu roku podatkowego w składanym przez podatnika zeznaniu rocznym. Jednocześnie zaproponowano, aby na wniosek podatnika odliczenia takiego dokonywał płatnik w rocznym obliczeniu podatku.
Ulga prorodzinna zaproponowana w obecnym kształcie nie będzie dostępna dla wszystkich rodzin
Eksperci podatkowi oceniają pomysł Ministerstwa Finansów jako rozwiązanie doraźne. Ich zdaniem będzie to ulga o ograniczonym stopniu dostępności. Bardziej obciąży budżet państwa niż pomoże rodzinom wielodzietnym.
Odchudzone obietnice
W walce przedwyborczej ulga prorodzinna wyglądała nieco inaczej od wersji, jaką znamy dziś. W październiku 2005 roku przedstawiciele PiS proponowali, aby ulga prorodzinna była dostępna dla wszystkich rodzin o dochodach nieprzekraczających 500 zł brutto na osobę. W zależności od liczby dzieci w rodzinie odpis od podatku miał wynieść od 50 do 400 zł. Przy czwórce dzieci wysokość ulgi miała sięgać 1600 zł.
W marcu 2006 roku okazało się, że pojawiły się problemy z wprowadzeniem rozwiązań prorodzinnych. Poseł PiS Artur Zawisza na panelu dyskusyjnym w redakcji GP wyjaśniał, iż ulga prorodzinna ma w sobie element popytowy, bo więcej pieniędzy zostanie w rodzinie.
– Z jakich propozycji minister Gilowska powinna zrezygnować na rzecz ulg prorodzinnych? – pytał poseł Zawisza.
Nie wiadomo, czy minister finansów Zyta Gilowska zrezygnowała z jakichś pomysłów, ale ulgę prorodzinną zaproponowała. W jednym z udzielonych wywiadów podkreślała, że jest sceptyczna, jeśli chodzi o możliwość prowadzenia przez państwo skutecznej polityki demograficznej. Dodała, że nikt nie decyduje się na dzieci tylko dla ulgi. Stwierdziła również, że ulgi prorodzinne są obecne w systemach podatkowych wielu państw.
– Gdybyśmy mieli do wyboru podatek liniowy lub podatek prorodzinny, to pewnie, że bym się opowiedziała za podatkiem liniowym – zapewniła wicepremier.
Ewa Matyszewska
REKLAMA
REKLAMA
- Czytaj artykuły
- Rozwiązuj testy
- Zdobądź certyfikat