Business Centre Club: PIT 2008 - 15 i 28 proc.
REKLAMA
Do tej pory niemal każda dyskusja o obniżce stawek kończyła się stwierdzeniem: nie da się jej przeprowadzić (względnie - nie chcemy jej przeprowadzić), bo najbogatsi zyskują krocie, a najsłabiej zarabiający nic lub prawie nic. Takie argumenty pojawiają się nawet w odniesieniu do przeforsowanej już przez PiS i zapisanej w ustawie o podatku dochodowym od osób fizycznych (PIT) propozycji zastąpienia od 2009 r. dzisiejszych stawek 19, 30 i 40 proc. dwiema stawkami - 18 i 32 proc. Najlepiej zarabiający zyskują tam 8 pkt proc., najmniej - tylko 1 pkt.
W przypadku propozycji BCC jest inaczej.
Najniższa stawka zjeżdża z 19 na 15 proc. Co więcej, dość mocno rośnie kwota dochodu wolnego od podatku - z dzisiejszych 3013 zł do 4644 zł. To sprawia, że osoby z najniższymi dochodami zapłaciliby efektywnie (po uwzględnieniu kwoty wolnej) podatek w wysokości blisko 10 proc. Przy dochodzie rocznym poniżej 15 tys. zł daje to przeszło 700 zł oszczędności. W propozycji PiS - nieco ponad 100 zł.
Przedsiębiorcy z BCC mają nadzieję, że ich propozycja ograniczy emigrację. - To m.in. z powodu wysokich podatków nakładanych na najniższe dochody znaczna część Polaków szuka pracy poza granicami naszego kraju. Wprowadzenie stawek 15 i 28 proc. z jednoczesnym podwyższeniem kwoty wolnej od podatku sprawi, że te dochody wyraźnie wzrosną - tłumaczy Irena Ożóg, była wiceminister finansów, której autorytetem wsparli się przedsiębiorcy.
Czy kilkaset złotych podwyżki w skali roku wystarczy, by zatrzymać falę wyjazdów? Pewnie nie. Dla niektórych może być jednak zachętą do pozostania w kraju. Tym bardziej że - jak twierdzą przedsiębiorcy - obniżka podatków powinna ożywić przedsiębiorczość, stymulować inwestycje i kreować nowe miejsca pracy. A właśnie brak pracy to druga ważna przyczyna wyjazdów.
Propozycja BCC mocno zmienia podział podatników. Do tej pory było tak, że 95 proc. osób rozliczało się w pierwszym przedziale skali, czyli według najniższej stawki. Drugi przedział to 4 proc., a trzeci, z najwyższą stawką, tylko 1 proc. Tylko nieznacznie zmienia te proporcje propozycja dwóch stawek w wersji przeforsowanej przez PiS. Wedle szacunków w pierwszym przedziale stawki 18 proc. rozliczałoby się aż 97 proc. podatników. A to dlatego, że próg podatkowy oddzielający stawki 18 i 32 proc. ustawiono na wysokim poziomie 85 528 zł. W propozycji BCC ten próg jest niższy - 59 460 zł. Sprawia to, że do pierwszego przedziału łapie się 70 proc. Reszta płaci według wyższej stawki.
W propozycji BCC zostają wszystkie ulgi (na dzieci, za darowizny, rehabilitacyjne, na internet). Do tego wspólne rozliczenie małżonków, a także rodziców i dzieci z rodzin niepełnych. Także z tej strony trudno się więc spodziewać protestów podatników.
Trochę gorzej to wszystko wygląda, gdy dochodzimy do kosztów tych zmian dla budżetu. BCC szacuje je na 18-19,5 mld zł. Wprowadzenie propozycji rządowej stawek 18 i 32 proc. miałoby kosztować o kilka miliardów złotych mniej. Ale przedsiębiorcy uspokajają: - To ostrożne wyliczenia. Nasz projekt wzmocni gospodarkę, ożywi przedsiębiorczość, będzie stymulował inwestycje i kreował nowe miejsca pracy. Ludzie będą mieli więcej pieniędzy, więc zwiększy się popyt i wpływy z podatków. Mniejsza będzie szara strefa (o 5-10 mld zł), bo ludzie będą chętniej płacić podatki.
Chętnie przywołują udane obniżki: - po ścięciu z 27 do 19 proc. stawki podatku dochodowego płaconego przez duże firmy wpływy budżetu znacząco wzrosły, firmy inwestują, tworzą nowe miejsca pracy, - wpływy budżetu wzrosły też po obniżce o 30 proc. stawki akcyzy na wyroby spirytusowe.
Czy projekt BCC zyska poparcie polityków? Jedno jest pewne - nie da się go tak łatwo zbić dotychczasowymi argumentami. Wczoraj nie udało nam się uzyskać komentarza Ministerstwa Finansów w tej sprawie. Swój projekt przedsiębiorcy przekażą dziś premierowi. Dostanie go też marszałek Sejmu. Co z nim zrobią?
Do tej pory PiS i koalicjanci nie chcieli słuchać argumentu, że dobra sytuacja kasy państwa i koniunktura w gospodarce to najlepszy moment na reformy. I że tak dobrej sytuacji nie będziemy mieć wiecznie. Przedsiębiorcy tłumaczą, że jeśli reformy nie zostaną przeprowadzone teraz, to w momencie osłabienia wzrostu gospodarka ugrzęźnie, a reform przeprowadzić się już nie da. Czy rządzący posłuchają? BCC dało im materiał do przemyśleń.
Piotr Skwirowski
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
- Czytaj artykuły
- Rozwiązuj testy
- Zdobądź certyfikat