Szacowanie kosztów obietnic wyborczych
REKLAMA
REKLAMA
Wszyscy dziennikarze powtarzają na okrągło kwotę 300 mld zł, którą jakoby ma „stracić budżet” realizując program jednego z kandydatów na urząd Prezydenta. Warto przypomnieć, że jej wielkość z każdym dniem rosła: zaczęło się od 180 mld zł, potem było 200 mld, później 250 mld, zaraz potem 290 mld, aby na końcu – to chyba najlepiej brzmi – podano 300 mld zł.
REKLAMA
Licytacja iście pokerowa, mająca swoją dramaturgię. Tymi kwotami posługują się również politycy w publicznej debacie, w tym jeden z kandydatów na Prezydenta RP, więc sprawa staje się poważna. Początkowo dowiedzieliśmy się, że są to pieniądze, które mógłby stracić budżet od razu, potem poprawiono się, że jest to skutek, który ma się ujawić w ciągu 5 lat (dlaczego pięciu?).
Nikt nie zna sposobów obliczenia tych kwot, zastosowanej metodologii a przede wszystkim projektów ustaw, na podstawie których podano te rewelacje. Dokładnie śledzę projekty aktów normatywnych mogących mieć wpływ na dochody podatkowe: nie znam – podobnie jak autorzy tych obliczeń – jakichkolwiek dokumentów, więc owe „szacunki” są formułowane na jakichś domniemaniach, czyli w sensie metodologicznym mają niewielką wartość. Nie przyznaje się do nich również nikt, kto profesjonalnie zajmuje się tego rodzaju prognozami, bo chyba się nie chce skompromitować.
Samochód w firmie 2015 – multipakiet
News poszedł jednak w obieg medialny, żyje swoim życiem i może mieć nawet znaczenie dla wyborców, których ktoś (kto? niech się publicznie przyzna) świadomie lub nieświadomie wprowadza w błąd. Postaram się odnieść do tej kwoty i zobrazować absurd tych szacunków.
Jeżeli w ciągu pięciu lat budżet miałby stracić 300 mld zł oznaczałoby to, że:
- przez ponad jeden rok nie pobieranoby dochodów budżetowych ze wszystkich podatków wpływających do budżetu państwa (plan na ten rok wynosi 297 mld zł),
- średnio w każdym roku budżet traciłby 60 mld zł, co stanowi równowartość połowy dochodów z podatku od towarów i usług albo całości dochodów z akcyzy,
- jedyny podatek, którego dochody – według znanych mi zapowiedzi – miałby ulec zmianie poprzez podwyższenie minimum wolnego z nieco ponad 3000 zł do 8000 zł (rocznie), to podatek dochodowy od osób fizycznych, którego do budżetu państwa wpływa rocznie około 40 mld (w czasie rządów liberałów wystąpił spadek – dlaczego?) -łącznie z udziałami samorządu terytorialnego jest to około 70 mld zł,
- przywrócenie poprzedniego wieku emerytalnego nie ma żadnego wpływu na wielkość dochodów budżetowych, czyli budżet niczego tu „nie straci” po stronie wpływów.
Poza tym nikt nie przedstawił jakichkolwiek prognoz, o ile zwiększałyby się dotacje do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych w związku z przywróceniem poprzedniego wieku emerytalnego, ale warto przypomnieć, że dotacja w tym roku wynosi 42 mld zł i jej wzrost w związku z rezygnacją z niewielkiego w końcu wydłużenia wieku przechodzenia na emeryturę nie może być w najbliższych latach duży: gdyby rocznie było to ponad 10%, to są to kwoty w niczym nieporównywalne do przedstawionych na wstępie szacunków (czyich?).
REKLAMA
Najciekawsze jest to, że w ostatniej chwili drugi z kandydatów przedstawił swoje znacznie bardziej radykalne i bardziej kosztowne dla budżetu propozycje: każdy po 40 latach pracy będzie mógł przejść na emeryturę, co stanowi nie tylko likwidację całej „reformy emerytalnej”, czyli wydłużenia wieku przejścia na emeryturę, lecz stanowi jeszcze istotne skrócenie tego wieku: przecież 40 lat tzw. okresu składkowego można osiągnąć nawet w wieku 58 lat, zwłaszcza dla pracowników fizycznych, którzy pracują już od pełnoletniości.
Gdyby wprowadzono ten pomysł, który wywołałby dla Funduszu Ubezpieczeń Społecznych skutek natychmiastowy, kwota dotacji z budżetu wzrosłaby o dużo większą kwotę. Jaką? Tego jeszcze nie wiemy.
Mam więc pytanie do autorów tego pomysłu oraz tych, którzy publicznie przedstawiali owe kwoty od 180 mld zł do 300 mld zł: ile to będzie kosztować i dlaczego nie bijecie na alarm, że „finanse publicznie nie wytrzymają tego pomysłu”? Milczycie.
A to może świadczyć tylko o tym, że cała ta gadanina, będąca wątpliwą troską o budżet państwa, jest być może próbą wpływu na wynik wyborów i nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek rzeczywistą wiedzą na ten temat. Zresztą jakoś nikt przez ostatnie lata nie krytykował katastrofalnej w swoich skutkach polityki fiskalnej poprzednich rządów, które doprowadziły do wzrostu długu publicznego o 100% i utraty kwot dochodów budżetowych od roku 2009 w kwotach wynoszących co najmniej (nominalnie) 160 mld zł (spadek dochodów we wszystkich podatkach: VAT, akcyza, podatki dochodowe i nawet podatek od gier).
Ale to tak na marginesie: aby zobrazować poziom prowadzonej na ten temat debaty.
Gdyby uwierzyć w przedstawione na wstępie szacunki, to z tytułu podwyżki minimum wolnego w podatku dochodowym od osób fizycznych budżet musiałby tracić rocznie 60 mld zł, czyli więcej niż wpływa z tego tytułu do budżetu państwa; są to więc zwykłe brednie albo dowód zupełnego braku wiedzy na ten temat.
Nie wolno wprowadzać w błąd opinii publicznej. Zapraszam więc do publicznej debaty z udziałem niezależnych ekspertów oraz twórców trzystumiliardowej prognozy, aby przedstawili w szczegółach swoje obliczenia.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych
REKLAMA
REKLAMA
- Czytaj artykuły
- Rozwiązuj testy
- Zdobądź certyfikat