Demontaż podatku od towarów i usług trwa dalej
REKLAMA
REKLAMA
Podatnicy nie są w stanie zrozumieć, dlaczego po dwudziestu dwóch latach trzeba radykalnie zmienić podstawową zasadę określającą właściwość organu, czyli miejsce gdzie składane są deklaracje, dokonywane są wpłaty lub otrzymywane zwroty tego podatku. Dla większości osób fizycznych był to urząd właściwy ze względu na miejsce wykonywania czynności, a nie miejsca zamieszkania.
REKLAMA
Dla tych osób, które przecież są dominującą grupą podatników, jest to szok: po co zmieniać coś, co nikomu nie przeszkadzało, nie budziło sporów i było rozsądne – tam mój właściwy urząd, gdzie moje biuro, sklep czy firma, a nie gdzie mieszkam, bo tam są moje prywatne a nie gospodarcze interesy.
W ciągu tych dwudziestu dwóch lat osoby fizyczne zmieniały swoje adresy zamieszkania, a adresy meldunkowe są już dziś mało ważne, bo np. w dużych aglomeracjach „mieszczuchy” bardzo często się przenoszą na tereny podmiejskie, gdyż tam się lepiej (i taniej) żyje, do miast zjeżdżają się zameldowane na wsiach „słoiki”. I co? Żyją, oczywiście prywatnie, we właściwości urzędu, który ma rozliczać ich VAT jako firmy. Po co było to zmieniać? Nie wiadomo.
Za ciosem poszło ministerstwo finansów, które wydało – a jakże – komunikat, który jeszcze bardziej namieszał w głowach, bo zaczął dzielić sprawy, które pozostają w „starym” urzędzie, a co w nowym to w nowym. „Stare” zwroty, czyli należne za okres do dnia 31 grudnia 2015 r., będą zwracać starzy, a nowe w nowym. To jakiś nonsens. Poza tym poinformowano, że nie trzeba składać aktualizacji zgłoszenia rejestracyjnego, bo urząd sam ustali, gdzie mieszka podatnik. Ciekawe jak? Gdy nie były (bo nie były), aktualizowane w zgłoszeniach rejestracyjnych bieżące adresy zamieszkania (nie miało to przecież żadnego znaczenia), to jak urząd dowie się, gdzie mieszka podatnik? Będzie kontrolować miejsce zamieszkania podane w zgłoszeniu rejestracyjnym złożonym np. w 1997 roku? Autorzy komunikatu jak widać nie znają treści art. 96 ust. 10 ustawy o podatku od towarów i usług, który chyba mówi coś innego.
Właściwość organów podatkowych w zakresie VAT od 2016 roku
REKLAMA
Po raz kolejny powtarza się ten sam dziwny scenariusz: wydaje się niezbyt mądry przepis, a potem wydaje się również dziwny komunikat, który jest sprzeczny nie tylko z tym przepisem, ale ze zdrowym rozsądkiem. Wszyscy pamiętamy jedną z największych „reform” tego podatku w 2014 roku, gdy w przepisach zlikwidowano „fakturę VAT” zastępując ją zwykłą „fakturą”, a następnie wydano komunikat, że ta pierwsza istnieje dalej. Nie mogę uwierzyć, że jest to tylko nonszalancja, czy też zwykła niekompetencja. Po co mieszać, gdy coś jakoś tam funkcjonuje i nikomu, poza szkodnikom, nie przeszkadza?
Teraz czeka nas kolejny akord festiwalu nonsensu, który niszczy ten podatek. Ponoć są (dlaczego?) kontynuowane prace nad czymś, co nazywa się centralnym rejestrem faktur, czyli zabaweczką, którą wymyślono jeszcze przed wyborami.
Do tego rejestru mają być wpisywane wszystkie faktury (nie tylko podatkowe, bo już nie ma „faktur VAT”, wszystkie faktury korygujące i noty korygujące). Czyli miliardy dokumentów. Po co? Nie wiem, bo tego nikt nie wie. Z oficjalnych wypowiedzi dowiedzieliśmy się parę razy, że ma to służyć „eliminowaniu wyłudzeń w tym podatku”. Ciekawe jak?
Gorliwym orędownikiem tego pomysłu jest oczywiście biznes optymalizacyjny, bo będzie to kolejnym sposobem na zarobek dużych pieniędzy. W jaki sposób? Bardzo prosty: tworzy się jak najbardziej prawdziwą firmę, która wystawi np. 5 tysięcy faktur i zupełnie legalnie zlikwiduje się. Faktury te oczywiście będą gorliwie zgłoszone do centralnego rejestru i „wprowadzone do obrotu prawnego” a wtedy ponoć nie wolno ich anulować. Władza nigdy nie udowodni (bo jak?), że były to faktury fikcyjne, a dzięki tym dokumentom, uwiarygodnionym przez ten rejestr, będzie można „legalnie” otrzymać zwroty podatku.
Na konferencji naukowej, która odbyła się niedawno na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego dowodzono, że nikt nie panuje nad tworzeniem podmiotów mieniących się podatnikami (można ich codziennie zarejestrować w dowolnej ilości). Gdy nie mamy rzetelnego rejestru podatników, a faktur nikt nie musi podpisywać, to o zwalczaniu przestępczości w dziedzinie VAT-u można zapomnieć.
Twórcy pomysłu o centralnym rejestrze faktur być może nie wiedzą, że:
- faktury może wystawiać odbiorca (nie tylko sprzedawca),
- treść faktury można w każdej chwili zmienić przez wystawioną przez nabywcę (oczywiście elektronicznie) notę korygującą.
Mam pytanie do autorów tego pomysłu: kto będzie zgłaszał powyższe dokumenty i jak będzie się weryfikować ich prawdziwość? Nie wiadomo, bo to zupełnie ktoś inny niż podatnik
Mamy w związku z tym trzy pytania do obecnego resortu finansów:
- kto jest autorem samego pomysłu tworzenia owego „rejestru”,
- ile zapłacono autorowi za ten pomysł i
- czy naprawdę (nie chce mi się wierzyć) jest on – mimo wyniku wyborów – dalej „kontynuowany”?
Będę oczekiwać odpowiedzi. Proszę o udzielenie jej na łamach prasy, bo sądzę, że nie tylko ja chciałbym znać odpowiedzi na te pytania. Przypomnę, że w czasie kampanii wyborczej zwycięska większość nie mówiła nic o centralnym rejestrze faktur, ale za to był projekt likwidacji patologii lobbystycznej pod nazwą „odwrotne obciążenie”, które – jak się niedawno dowiedzieliśmy – zostaje.
Projekt ustawy o podatku od sprzedaży detalicznej, czyli gniot podatkowy resortu finansów
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych
REKLAMA
REKLAMA
- Czytaj artykuły
- Rozwiązuj testy
- Zdobądź certyfikat