Nie będzie obiecanych oszczędności
REKLAMA
Przedstawiony przez minister finansów Zytę Gilowska projekt zmian w ustawie o finansach publicznych, poza kilkoma rozwiązaniami usprawniającymi działanie, budzi wiele wątpliwości wśród samorządów.
Najlepiej ocenianą zmianą, ale też nie pozbawioną zastrzeżeń, jest liberalizacja wskaźnika zadłużenia. Obecnie samorządy mogą zaciągać pożyczki do 60 proc. planu dochodów, a wysokość spłaty zadłużenia nie może przekroczyć 15 proc. planu. Powoduje to, że część gmin nie może bardziej się zadłużać, choć mogłaby spłacać większe długi. Inne zaś zadłużenia zwiększać nie powinny, mimo że możliwość taką mają. W propozycji nowej ustawy znalazł się więc przepis, zgodnie z którym wskaźnik zadłużenia ma być ustalany indywidualnie dla każdej jednostki.
Zdaniem Maciej Bluja, skarbnika Wrocławia, jest to dobra zmiana.
- Dziś niektóre miasta, które zgodnie z ustawą mogą zaciągać kolejne kredyty, przeznaczają te pieniądze na wydatki bieżące. Takie działanie nie powinno być dopuszczalne, bo oznacza przejadanie publicznych pieniędzy - podkreśla nasz rozmówca.
Wskaźniki tylko indywidualne
Wątpliwości samorządowców dotyczące wskaźnika pojawiają się po zapoznaniu ze szczegółami.
- Nie mam pewności, jak wygląda kwestia zabezpieczenia, np. w formie wekslowej, dla zaciąganych pożyczek. Gdyby się okazało, że zabezpieczenie jest zaliczane do limitu zadłużenia, byłoby to poważne zagrożenie dla zdolności kredytowej jednostek samorządu terytorialnego - twierdzi Tomasz Łęcki, burmistrz gminy Murowana Goślina.
Skarbnik Krakowa, Lesław Fijał zwraca uwagę na kolejną rzecz.
- Do tej pory chcieliśmy, aby powiązać wskaźnik zadłużenia z nadwyżką operacyjną. Nie została ona jednak powiązana z nadwyżką operacyjną w klasycznym rozumieniu, ale jest powiększona o środki ze sprzedaży mienia - twierdzi Lesław Fijał.
Zdaniem skarbnika Krakowa nie jest to więc najwłaściwsze rozwiązanie.
Likwidacja jednostek
Zgodnie z zapowiedziami, zlikwidowane mają być zakłady budżetowe, gospodarstwa pomocnicze oraz rachunki dochodów własnych jednostek budżetowych.
- Te propozycje wzbudzają mieszane odczucia - przyznał Lesław Fijał.
Jego zdaniem kontrola nad środkami, którymi dziś dysponują te formy organizacyjnoprawne, nie zwiększy się, jeśli je przeniesiemy do innych jednostek. Dziś kontrolę taką sprawują kierownicy jednostek i rady gmin. Z opinią taką nie zgadza się Tomasz Łęcki. Jego zdaniem zakłady budżetowe są rozwiązaniem archaicznym.
- Jeśli zmiany w ustawie o finansach publicznych zostaną utrzymane, to gminy będą musiały zdecydować, czy zadania powierzamy jednostce budżetowej i finansowanie ujawniamy w budżecie, czy tworzymy spółki pożytku publicznego, które funkcjonują zgodnie z przepisami takimi, jak przedsiębiorstwa - stwierdził rozmówca.
Gmina Murowana Goślina już jakiś czas temu zlikwidowała zakłady budżetowe. Ich zadania wykonują firmy zewnętrzne. Podobnie postąpiło wiele samorządów. Jak poinformował Maciej Bluj, we Wrocławiu funkcjonuje zaledwie kilka zakładów i gospodarstw pomocniczych. Ich likwidację ocenia więc pozytywnie.
Przyznaje jednak, że nie ma to znaczenia dla oszczędności, ponieważ zadanie wykonywane w formie zakładu będzie realizowane przez inną jednostkę. Nie spadnie więc zatrudnienie. Środki na zadania będą jednak ujawniane w budżecie, nad którym kontrolę ma parlament.
Kolejną formą, która ma ulec likwidacji, jest rachunek dochodów własnych. O szkodliwości tego pomysłu przekonany jest Lesław Fijał.
- Szkoły posiadają boiska czy hale sportowe. Jest to majątek miasta oddany w zarząd dyrektora szkoły, który umożliwia odpłatne korzystanie z tych obiektów młodzieży. Środki te wpływają na rachunek dochodów własnych szkoły, zgodnie z uchwałą rady gminy. Dyrektor może je później przeznaczyć na wydatki własne określone w planie finansowym. Jeśli rachunki dochodów własnych zostaną zlikwidowane, to dyrektorzy szkół będą zamykali te obiekty o godz. 15.00. Jest to więc działanie antymotywacyjne - mówi skarbnik Krakowa.
Środowisko w gminach
Wątpliwości dotyczą również likwidacji wojewódzkich funduszy ochrony środowiska i gospodarki wodnej. Jak wyjaśnił Tomasz Łęcki chodzi przede wszystkim o środki unijne na ochronę środowiska. Ważną sprawą dla samorządów jest sposób funkcjonowania Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej oraz wojewódzkich funduszy w zakresie wspierania projektów ekologicznych.
- Dotacje unijne na ten cel obejmują zazwyczaj 3/4 kosztów kwalifikowanych. 1/4 pochodzi z pożyczek z narodowego i wojewódzkich funduszy ochrony środowiska. Projekty związane z ochroną środowiska są przygotowywane od wielu lat, a zatem zmiana systemu mogłaby wprowadzić duże zamieszanie - uważa Tomasz Łęcki.
Likwidacji funduszy nie obawia się natomiast Maciej Bluj. Jego zdaniem to dobre rozwiązanie, które usprawni wydatkowanie środków.
Skąd oszczędności
Jak przyznają wszyscy nasi rozmówcy, zmiany zaproponowane przez minister finansów Zytę Gilowską uporządkują finanse samorządów. Trudno jednak oczekiwać oszczędności na zapowiadanym poziomie 8-10 mld zł. Nie przyniesie ich likwidacja gospodarki okołobudżetowej ani funduszy celowych. Niektórzy eksperci uważają, że koszty funkcjonowania sektora mogą się nawet zwiększyć. Propozycja corocznego wprowadzenia audytu zewnętrznego przeprowadzanego przez regionalne izby obrachunkowe może bowiem spowodować wzrost zatrudnienia. Eksperci wskazują więc, że w części reformy dotyczącej samorządów oszczędności trudno się doszukać.
Kliknij aby zobaczyć ilustrację.
Łukasz Zalewski
REKLAMA
REKLAMA
- Czytaj artykuły
- Rozwiązuj testy
- Zdobądź certyfikat