Podzielona płatność może być pułapką dla naiwnych podatników VAT
REKLAMA
REKLAMA
Istotą tej pułapki jest propagowany przez autorów tych przepisów motyw, którym (jakoby) mają kierować się podatnicy narzucając wybranym kontrahentom podzieloną płatność. Motywem tym ma być „ryzyko transakcji” – jeśli podatnik obawia się, że może uczestniczyć w oszustwie, ma warunkować zakup towarów (usługi) od zgody dostawcy (usługodawcy) na podzieloną płatność. Tak od samego początku „nauczali” przedstawiciele firm doradczych zbliżonych do właściwego resortu.
REKLAMA
Polecamy: Akademia VAT
Polecamy: Biuletyn VAT
Część podatników uwierzyła, czego skutki są następujące:
- podatnikom traktowanym przez ich kontrahentów za „ryzykownych”, będą szybko rosły wpłaty na ich rachunki VAT, czyli zostaną wskazani palcem przez innych podatników jako podejrzani o oszustwa podatkowe,
- podatnicy, którzy stosują podzielona płatność w stosunku do „ryzykownych” kontrahentów dokonują swoistej autodenuncjacji, gdyż przyznają się do świadomego uczestnictwa w oszustwach podatkowych, czyli do działania w złej wierze („wiedział, że uczestniczy w oszustwie”), co wyklucza odwołanie się do kryterium dochowania „należytej staranności”.
Za jednym zamachem zrealizowano dwa cele: nabywcy stosując podzieloną płatność wskazując podejrzanych o oszustwa, zarazem donosząc na samych siebie dostarczając dowód, że świadomie w nich uczestniczą. Aby wyselekcjonować podejrzanych wystarczy bacznie obserwować rachunki VAT, a gdy rosną wpłaty – sprawdzić, które faktury zostały poprzez zastosowanie podzielonej płatności potraktowane jako „ryzykowane”.
Początkowo obawiano się, że wpłaty na rachunki VAT zagrożą płynności podatników. Ten argument podnoszono w trakcie tzw. konsultacji społecznych, co tylko świadczy o merytorycznej jałowości tzw. procesu legislacyjnego. Jakoś nikt nie zauważył, że zagrożenie tkwi zupełnie gdzie indziej, czyli powtarza się po raz nie wiem już który stara prawda, że najwięcej mówią o tym podatku ci, którzy o nim niewiele wiedzą.
Jak więc zareagowali podatnicy, którzy zrozumieli o co tu chodzi? Po pierwsze, podjęli wewnętrzne ustalenia, ze nie będą stosować podzielonej płatności w stosunku do swoich klientów, bo nie zawierają „ryzykownych transakcji”, a ich kontrahenci są poza wszelkimi podejrzeniami. Po drugie, podjęli twardą obronę przed wpłatami na ich rachunki VAT. Bez zgody wierzyciela na tę formę płatności wpłata na rachunek VAT przez dłużnika stanowić będzie nienależyte wykonanie zobowiązania.
Niestety część podatników, kierując się dość wątpliwymi sugestiami, wyselekcjonowała ryzykowane transakcje lub nawet kontrahentów, narzucając im podzieloną płatność. Nie po raz pierwszy spotykamy się z patologią biznesu podatkowego, który najpierw podsuwa podatnikom jakieś „wynalazki”, a potem chce zarobić na ich obronie przed „zachłannym fiskusem”. Sprzyjają temu niejasne relacje między urzędnikami i tym biznesem, który od lat ma „wyśmienite relacje” z funkcjonariuszami publicznymi. Jedna z tych firm publicznie głosi, że właśnie jej zawdzięczamy wprowadzenie w Polsce omawianej tu koncepcji podzielonej płatności. Zapewne jej wdrożenie wydłuży listę podatników, którzy mają (choć nie musieli mieć) kłopoty podatkowe. Teza, że czym gorzej (podatnikom), tym lepiej (dla nich), podważa jednak ogólne zaufanie doradztwa podatkowego jako takiego.
Na koniec podzielę się dość cierpką uwagą: ktoś po cichu nakazał podmiotom sektora publicznego stosowanie wobec ich kontrahentów podzielonej płatności. Zostało to bardzo źle przyjęte przez mały i średni biznes, nikt nie chce być traktowany jak oszuści podatkowi. Pogorszyła to i tak następujące nastroje wśród przedsiębiorców. Obecna większość parlamentarna ma tu dużo do stracenia. Głupota to, czy dywersja „głębokiego państwa”, które wciąż rządzi w wielu resortach?
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych
REKLAMA
REKLAMA
- Czytaj artykuły
- Rozwiązuj testy
- Zdobądź certyfikat