Unijna czarna lista rajów podatkowych zakłamuje rzeczywistość
REKLAMA
REKLAMA
Począwszy od 2008 roku, kiedy szwajcarski bank UBS został oskarżony o pomoc amerykańskim klientom w uchylaniu się od płacenia podatków, przez Offshore Leaks 2013, LuxLeaks 2014, SwissLeaks 2015, Panama Papers w 2016 roku, aż po aferę Paradise Papers 2017, w którą zamieszanych jest 120 polityków z 50 krajów na całym świecie. Coraz obszerniejsza lista afer podatkowych dowodzi, że dziś z optymalizacji nie korzystają chyba tylko ci, którzy nie wiedzą jak to robić. W mechanizmach optymalizacyjnych biorą natomiast udział najbardziej rozwinięte gospodarki świata, także te europejskie, które z rajami podatkowymi wcale kojarzone nie są. Wręcz przeciwnie, często stawia się je za wzór w zakresie regulacji podatkowych czy przyciągania inwestycji zagranicznych.
REKLAMA
Od 2008 roku i afery UBS minęła prawie dekada odważnych deklaracji wieszczących koniec rajów podatkowych, aż w końcu na ratunek przyszła Unia Europejska z drugim już wykazem jurysdykcji niechętnych współpracy do celów podatkowych, czyli wspólnotową czarną listą rajów podatkowych. Nowa lista (poparzenia z 2015 roku została wycofana po fali nacisków i krytyki) ma być przełomem w skutecznej walce z mechanizmami optymalizacyjnymi stosowanymi przez międzynarodowe korporacje i najzamożniejszych tego świata. Wpisanie państwa do czarnego indeksu ma dawać Unii mandat do wywierania presji gospodarczej i możliwość stosowania sankcji, np. w postaci zamrażania wypłat z unijnych funduszy rozwojowych czy blokowania pożyczek z Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR). Innymi słowy Bruksela będzie mogła szantażować państwa, które nie spełniają ustalonych przez nią kryteriów, np. w zakresie przejrzystości podatkowej czy uniemożliwiania przenoszenia zysków na dużą skalę. W wykazie państw, które mogą zostać objęte sankcjami znalazły się: Zjednoczone Emiraty Arabskie, Korea Północna, Trinidad i Tobago, Samoa Amerykańskie, Wyspy Marshalla, Barbados, Bahrajn, Guam, Tunezja, Makau, Saint Lucia, Namibia, Mongolia, Panama, Samoa, Palau i Grenada.
Polecamy: INFORLEX Księgowość i Kadry
Polecamy: Pakiet żółtych książek - Podatki 2018
Czarna lista, tym razem na poważnie?
Problem z europejską czarną listą polega jednak na tym, że nie znajduje się na niej żadne z państw członkowskich (ani terytoria od nich zależne!), ponieważ z uwagi na wewnątrzwspólnotowe ustalenia zostały one automatycznie wykreślone. Mimo to europejski komisarz ds. ekonomicznych, finansowych, podatków i ceł Pierre Moscovici wyrażał nie tak dawno nadzieję, że będzie ona traktowana poważnie, bo na szali leży reputacja państw członkowskich.
REKLAMA
Choć po prawie dwóch latach zmagań nową listę w końcu ustalono, to ze względu na swoją wybiórczość ma ona krytyków wewnątrz Unii. Peter Simon z S&D nazwał ją „rozczarowującą, a Sven Giegold z WSE „politycznie stronniczą”. Jeszcze na etapie prac kluczowe ustalenia dotyczące sankcji próbowały natomiast bojkotować Malta, Luksemburg i Wielka Brytania, której terytoria zależne m.in. Bermudy i Kajmany mogły zostać objęte sankcjami. Prace nad wykazem rajów skrytykowała w listopadzie także organizacja charytatywna Oxfam, która zarzucając Unii hipokryzję wskazywała m.in., że gdyby kryteria stosowane wobec rajów podatkowych odnieść do państw członkowskich, to na listę powinny zostać wpisane również Irlandia, Holandia, Luksemburg i Malta. Moscovici odpowiadając na te zarzuty mówił, „że jako obywatel sympatyzuje ze stanowiskiem organizacji, ale jako europejski komisarz nie ma mandatu do karania państw takich jak Irlandia za stosowanie niskich stawek podatkowych”. Moscovici odniósł się także do pomysłu ustalenia minimalnych limitów podatkowych twierdząc, że „komisja nie ma kompetencji w tym zakresie, a on sam nie zaproponuje obowiązkowych ograniczeń”.
Nie jest żadną tajemnicą ani w Unii, ani gdziekolwiek na świecie, że rozwiązania optymalizacyjne dostępne w Europie są porównywalne, a czasem nawet lepsze od tych oferowanych przez karaibskie wyspy. Jurysdykcje takie jak Irlandia, Luksemburg czy Holandia oferują przedsiębiorstwom każdej wielkości ogromny wachlarz możliwości optymalizacyjnych skutkujących radykalnym, a co najważniejsze legalnym obniżeniem zobowiązań podatkowych. Jeśli jakakolwiek firma, mała czy duża, w sposób zgodny z prawem dąży do obniżenia kosztów działalności i znajduje do tego odpowiednią jurysdykcję, to nie można oskarżać żadnej ze stron o branie udziału w procederze sprzecznym z prawem unijnym czy lokalnym. Hipokryzją jest natomiast stosowanie przez Unię podwójnych standardów w ocenie tego typu działalności. To absurd, który obniża wiarygodność nie tylko tworzonych list, ale przede wszystkim samej Unii – mówi Agnieszka Moryc z Admiral Tax, polsko-brytyjskiej firmy doradztwa podatkowego.
Jak dużo do Unii transferuje międzynarodowy biznes?
O dokładne wyliczenia na temat wysokości transferów do tzw. rajów podatkowych postarali się naukowcy z Uniwersytetu w Kopenhadze i Berkley. W raporcie „600 mld euro i... rośnie: Dlaczego wysoko opodatkowane kraje pozwalają rozkwitać rajom podatkowym” opublikowanym w końcu listopada 2017 roku badacze szczegółowo przeanalizowani dane za 2015 rok pochodzące z bilansów płatniczych państw, raportów finansowych i celnych oraz dane Eurostatu i te pochodzące z baz o zagranicznych spółkach zależnych, takich jak Orbis Europe. Wyniki badań wskazują, że aż 45 proc. (627 mld euro) zagranicznych zysków osiągniętych przez międzynarodowe korporacje zostało przetransferowanych do rajów podatkowych w różnych częściach świata. Prawie 53 proc. (334 mld) tej kwoty powędrowało do rajów podatkowych zlokalizowanych poza Unią Europejską, najwięcej w rejon Karaibów, na Bermudy, do Singapuru, Hong Kongu i Szwajcarii. Pozostała część (47 proc., czyli 293 mld euro) znalazła bezpieczne schronienie w Unii. Najwięcej pieniędzy przekazano na konta bankowe w Irlandii, Holandii, Luksemburgu, Belgii i na Malcie.
Naukowcy wyliczyli także, że globalny ubytek w podatku CIT spowodowany przez transgraniczne transfery wynosi około 200 mld euro rocznie, czyli 12 proc. światowych zysków z tej daniny. Unia Europejska zanotowała natomiast druzgocącą stratę w wysokości 20 proc. całkowitych dochodów. O ile ogólnoświatowa pula transferów do europejskich i pozaeuropejskich jurysdykcji podatkowych dzieli się mniej więcej po połowie, to dane dla Polski wskazują, że aż 75 proc. zysków (prawie 3 z ponad 4 mld euro) zostało wytransferowanych na konta w Irlandii, Holandii, Luksemburgu, a także do Belgii, na Cypr i Maltę. Wyniki badań odpowiadają więc liście najpopularniejszych jurysdykcji wybieranych do optymalizacji przez polskie firmy, zwłaszcza tych z sektora średnich przedsiębiorstw.
Skąd tak wielkie straty europejskich państw?
Według autorów dokumentu kraje „wysoko opodatkowane” zbyt wiele uwagi skupiają na egzekwowaniu należności od siebie nawzajem, zapominając często o rajach. Nie bez wad pozostają także bazy gromadzące i przetwarzające dane, które nie wychwytują większości transferów do spółek zależnych zlokalizowanych w rajach podatkowych. Jako przykład podają Google, który w 2015 roku zarobił na Bermudach 15,5 mld dolarów i dane te nie były widoczne w Orbis. Przykładów na popularność rajów wśród amerykańskich firm jest w raporcie znacznie więcej. Jeden z nich wskazuje, że w 2016 roku 63 proc. ogółu zagranicznych zysków wygenerowanych przez amerykańskie międzynarodowe korporacje zostało wytransferowanych do rajów podatkowych. Ponad połowa z nich znajdowała się w Unii Europejskiej (Irlandia, Holandia, Luksemburg). Państwa te stoją jednak na stanowisku, że nie ma nic złego w takim zarządzaniu systemem podatkowym, który przyciąga inwestycje i zapewnia dobrobyt obywatelom, o ile oczywiście wszystkie mechanizmy w nim funkcjonujące są zgodne z prawem lokalnym i międzynarodowym.
Krzysztof Oflakowski
REKLAMA
REKLAMA
- Czytaj artykuły
- Rozwiązuj testy
- Zdobądź certyfikat