Termin 7 dni na odwołanie od wypowiedzenia umowy o pracę jest zbyt krótki
REKLAMA
REKLAMA
W Trybunale Konstytucyjnym od końca 2014 r. czekają na rozpatrzenie dwa pytania prawne warszawskiego sądu. Dotyczą kwestii, czy termin 7 dni na wniesienie przez pracownika odwołania od doręczenia mu oświadczenia pracodawcy o wypowiedzeniu umowy o pracę jest zgodny z konstytucją oraz europejską Konwencją o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności.
REKLAMA
Polecamy: Kodeks pracy 2016 z komentarzem (książka)
"Decyzja pracodawcy o wypowiedzeniu umowy o pracę niesie w sobie określone zagrożenia dla pracownika i jego rodziny, związane z jego przyszłością zawodową oraz możliwością uzyskiwania dochodów" - argumentuje RPO w piśmie procesowym do TK. Podkreśla, że niezależnie od stanu emocji, naturalnych w takim przypadku, pracownik musi w siedem dni przeanalizować swą sytuację, a w przypadku podjęcia decyzji o wniesieniu odwołania, zebrać argumenty i dowody na poparcie swoich roszczeń.
W tym czasie musi też poszukać pomocy profesjonalnego pełnomocnika w celu uzyskania porady prawnej lub pomocy w zakresie przygotowania i wniesienia pozwu. Reguły procesu cywilnego wymagają profesjonalnego przygotowania pozwu, gdyż wzmocnieniu uległa zasada kontradyktoryjności, ograniczając możliwość działania sądu z urzędu w sprawach cywilnych - podkreśla Bodnar.
Polecamy: Monitor prawa pracy i ubezpieczeń
Powołuje się na sprawę mężczyzny, który po nagłym zwolnieniu z pracy doznał wstrząsu. Rodzina wysłała go do lekarza, a ten powiedział, że objawy szoku powinny minąć po tygodniu. Po siedmiu dniach poczuł się on lepiej i wtedy zdał sobie sprawę, że pracodawca naruszył prawo, ale w tym czasie minął siedmiodniowy termin na wniesienie odwołania w sądzie pracy.
Według Bodnara termin 7 dni jest niezgodny z konstytucją, która każdemu gwarantuje prawo do sądu. Termin ten uregulowano w Kodeksie pracy z 1975 r. Według RPO dotyczyło to jednak zupełnie innej instytucji - komisji odwoławczej ds. pracy, która przestała działać w 1985 r., kiedy Kodeksowi pracy nadano obecne brzmienie.
Ponadto Bodnar podkreśla, że przepisy z 1985 r. nie uwzględniają zmian, które od tego czasu zaszły w sferze stosunków pracy. "Nieporównywalna jest przede wszystkim skala rozwiązywania stosunków pracy z naruszeniem prawa" - zaznaczył. Podkreślił, że zupełnie inny charakter mają też trudności, jakie pokonać muszą pracownicy dochodzący roszczeń przed sądami pracy; trzeba też pamiętać o problemie bezrobocia.
RPO przypomniał, że TK wielokrotnie podkreślał, że prawo do sądu nie może być rozumiane jedynie formalnie - jako dostępność drogi sądowej w ogóle, lecz i materialnie - jako możliwość prawnie skutecznej ochrony praw na drodze sądowej. Przyznał, że dostęp do sądu ograniczony jest koniecznością zachowania warunków formalnych, które stanowią istotny element każdej procedury.
Obecnie Sejm pracuje nad projektem Nowoczesnej, który wprowadza termin 30 dni a nie 7. "W dzisiejszych realiach, kiedy sprawy dotyczące wypowiadania umów o pracę trwają czasami kilka lat, zaś pierwsze terminy rozpraw wyznaczane są nierzadko po upływie 6 miesięcy od dnia wypowiedzenia umowy o pracę, brak jest jakiegokolwiek uzasadnienia dla utrzymywania bardzo krótkiego, siedmiodniowego terminu" - uzasadniali posłowie. Argumentowali też, że często pracownicy są zaskakiwani wypowiedzeniami, co stanowi dla nich wstrząs, uniemożliwiający sprawne przygotowanie się do procesu sądowego i podjęcie działań, by taki pozew złożyć.
Przepis przejściowy zakłada, że do wypowiedzeń wręczonych przed wejściem zmian w życie, stosowane byłyby dotychczasowe zasady - siedmiodniowy termin na odwołanie.
W czerwcu wiceminister rodziny i pracy Stanisław Szwed mówił w Sejmie, że choć nie ma jeszcze stanowiska rządu co do tego projektu, to jest ono co do zasady pozytywne. Ocenił, że zdaniem resortu termin mógłby być nie 30-, lecz 14-dniowy - zarazem opowiedział się za dalszymi pracami nad projektem.(PAP)
REKLAMA
REKLAMA
- Czytaj artykuły
- Rozwiązuj testy
- Zdobądź certyfikat