Czy estoński CIT pobudzi inwestycje małych firm
REKLAMA
REKLAMA
Estoński CIT polega na odprowadzeniu podatku dopiero przy wypłacie zysku ze spółki, np. w postaci dywidendy, a nie jak obecnie przy samym wypracowaniu zysku. W zamyśle ma to sprzyjać reinwestowaniu zarobionych pieniędzy przez przedsiębiorcę i tym samym rozwojowi małych firm. Na razie nie są jeszcze znane szczegóły tego rozwiązania, a ustną zapowiedź premier złożył w exposé.
REKLAMA
– Patrząc, co miałoby być celem takich rozwiązań, a więc wzrost inwestycji, to nie będzie miało z punktu widzenia całej gospodarki istotnego znaczenia – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes dr hab. Artur Walasik z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach. – W wielu przypadkach źródłem pozwalającym na zabezpieczenie swoich potrzeb związanych z funkcjonowaniem jako gospodarstwo domowe jest dla właściciela takiej firmy dochód z działalności gospodarczej opodatkowany PIT-em, a nie CIT-em.
Dzięki uszczelnieniu systemu podatkowego od kilku lat dochody państwa z podatku CIT wzrastają. W 2018 roku wyniosły 44,3 mld zł, o połowę więcej niż w 2014 roku. W I półroczu 2019 roku Ministerstwo Finansów odnotowało dalszy wzrost i to o niemal 20 proc., do 28,2 mld zł. To jednak wciąż niespełna 15 proc. wpływów budżetowych. Gdy od 2019 roku obniżono stawkę preferencyjną CIT do 9 proc., resort szacował, że prawo do skorzystania z niej będzie miało około 460 tys. przedsiębiorstw, przy czym nie dotyczy to korzystających z ulg czy wykazujących stratę. Tymczasem samych mikroprzedsiębiorstw zatrudniających do 9 osób włącznie było na koniec 2018 roku ponad 2 miliony.
Natomiast zdaniem Artura Walasika projekt może przynieść inny niż nagłe pobudzenie prywatnych inwestycji skutek.
REKLAMA
– To może zachęcić niektórych przedsiębiorców do tego, żeby zakładać spółki z ograniczoną odpowiedzialnością lub w mniejszym stopniu spółki akcyjne, bo jednak tutaj wymogi kapitałowe i koszty związane z funkcjonowaniem takiej spółki są znaczące – przewiduje ekonomista. – Nie wiem, czy taka jest intencja rządu, ale może to być przy okazji coś, co będzie uznane za rozwiązanie korzystne zwłaszcza przez tych przedsiębiorców, którzy zamierzają inwestować.
Dlatego dopiero rozszerzenie grona firm uprawnionych do korzystania z modelu estońskiego albo do płatników podatku PIT z działalności gospodarczej, albo o duże firmy odprowadzające CIT dałoby – zdaniem eksperta – efekt w postaci rzeczywistego wzmocnienia nakładów firm na inwestycje. Rząd zresztą wcale tego ostatniego rozwiązania w przyszłości nie wykluczył.
– Takie zmiany musiałyby dotyczyć wszystkich podmiotów, które są podatnikami podatku dochodowego od osób prawnych, a więc nie tylko małych i mikroprzedsiębiorców, albo – jeżeli popatrzymy na to z drugiej strony – rozwiązanie to musiałoby dotyczyć małych i mikroprzedsiębiorców, ale nie ograniczałoby się wyłącznie do podatku dochodowego od osób prawnych – podkreśla Artur Walasik.
Polecamy: PODATKI 2020 – Komplet
Jednak wszystko zależeć będzie od wyników budżetu, i to nie tylko państwa, lecz także samorządów. A to może zaważyć na inwestycjach tych ostatnich. W 2019 roku udział jednostek samorządu terytorialnego w PIT wynosi 49,93 proc., a w CIT – 22,86 proc.
– To zmniejszałoby z kolei zdolność samorządu terytorialnego do realizowania inwestycji. Zauważamy, że spadek inwestycji jest nie tylko w sektorze prywatnym, lecz także w publicznym. Ostatnio dowiadujemy się chociażby od prezydentów dużych miast, że muszą w swoich budżetach ograniczać wydatki, a w szczególności te ograniczenia często w pierwszej kolejności dotyczą właśnie inwestycji – przypomina dr hab. Artur Walasik. – Gdyby to rozwiązanie [estoński CIT – red.] było bardzo szeroko zakrojone, inwestycje publiczne byłyby zagrożone. I to bez pewności, że w firmach te środki zwiększą inwestycje prywatne.
REKLAMA
REKLAMA
- Czytaj artykuły
- Rozwiązuj testy
- Zdobądź certyfikat