Jak podają media cytując urzędników resortu finansów, pod koniec sierpnia 2016 r. wpłynęło ponad 6 tys. elektronicznych informacji na temat ewidencji prowadzonej dla potrzeb VAT. Wszystkie podmioty sektora publicznego oraz szkoły wyższe i jednostki badawcze, które, zgodnie z interpretacją tegoż resortu, też są jakoby dużymi podatnikami (choć są na ten temat inne poglądy prawne), zwolniono z tego obowiązku, bo nie były w stanie mu podołać: nie miały pieniędzy aby dać zarobić firmom informatycznym. Ponoć jest ich około 3 tysięcy, czyli jedna trzecia ogółu. Nikt nie może zrozumieć panującego tu bałaganu, który przy pomocy wątpliwych poglądów narzuca podatnikom obowiązki, a potem z nich zwalnia.
Od 1 lipca 2016 r. obowiązek przekazywania dokumentów w formacie JPK, zarówno w przypadku kontroli, jak i w zakresie ewidencji VAT, dotyczy dużych firm. Mikro, mali i średni przedsiębiorcy, w rozumieniu ustawy o swobodzie działalności gospodarczej, w okresie od dnia 1 lipca 2016 r. do dnia 30 czerwca 2018 r. dane w formacie JPK przy kontroli będą przekazywać fakultatywnie, a od lipca 2018 r. - obowiązkowo.Od 1 stycznia 2017 r. dane z ewidencji VAT w strukturze JPK przesyłać muszą i mali i średni przedsiębiorcy. Mikroprzedsiębiorcy objęci zostaną tym obowiązkiem od początku 2018 roku.
Wiemy, że pierwszy termin przekazania ministrowi finansów elektronicznej informacji zawierającej ewidencję prowadzoną na podstawie art. 109 ust. 3 ustawy o podatku od towarów i usług, skończył się totalnym blamażem resortu, który w ostatniej chwili musiał faktycznie zwolnić z tego obowiązku cały sektor publiczny. Pozostali „duzi” podatnicy, którzy są objęci tym obowiązkiem, albo nie podołali temu zadaniu, albo wykonali je wadliwie. Część podatników składa „czynny żal” z tego tytułu zastanawiając się tylko, komu ma go złożyć: naczelnikowi urzędu skarbowego czy ministrowi finansów. Dlaczego tak się dzieje?